poniedziałek, 7 marca 2011

WIZYTA W ESTONII - VILJANDI 03.03-07.03.2001

DZIEŃ 1 - ŚRODA 03.03.2011

Nadszedł wreszcie dzień wyjazdu na comeniusowe spotkanie naszych szkół partnerskich - tym razem miało ono nastąpić w Viljandi, Estonia. Jako nasza delegacja pojechali zwycięzcy konkursu na ilustrację baśni \ legendy, czyli Koharu Piskorska (4a), Basia Błoniarz (5b), Kamila Napłoszek (5s), Kajtek Michalak (6a) i Agnieszka Łapińska (6s), a także nauczyciele w składzie Małgorzata Szymańska, Marianna Breczko, Agnieszka Woźnicka i Michał Szymański. Zbiórka była na lotnisku o 12:30, ale tylko 2 osoby były wcześniej w szkole - pisały konkurs z historii. Reszta dojechała na Okęcie z domu i ok. 13 weszliśmy na odprawę. Musieliśmy lecieć z przesiadką w Rydze, ponieważ nie było tego dnia bezpośredniego lotu, dlatego po zmianie samolotu, w Tallinie wylądowaliśmy dopiero ok. 19. Przed lotniskiem czekał na nas bus, który zabrał nas do Viljandi - czyli 162 km od stolicy Estonii. Po drodze nie mogliśmy się zbytnio przyjrzeć krajowi, ponieważ było ciemno - jednak widać było wyraźnie, że śniegu jest aż za dużo! Do Viljandi dojechaliśmy po 21 - na dzieci czekały już rodziny goszczące, a nauczyciele udali się do hotelu na odpoczynek - piątek miał być baaardzo zajętym dniem!

************************************************************
Sprawozdanie z Estonii - Kajtek Michalak:
Naprawdę warto było wziąć udział w tym konkursie. Podróż samolotem
(pierwszy raz w życiu), poznanie nowego kraju i mieszkanie z nieznaną
wcześniej rodziną, mówiącą w innym języku, to ciekawe przeżycie. Estonia
okazała się bardzo interesującym i pięknym krajem różniącym się od
Polski architekturą, krajobrazami i kulturą. Organizatorzy zorganizowali
wiele atrakcji i zadbali o to, żebyśmy się nie nudzili. W Viljandi
zobaczyliśmy szkołę (ładniejszą od naszej). Oglądaliśmy też ruiny zamku
zburzonego przez Polaków w XVI w. A przez ostatnie dwa dni wyjazdu
poznawaliśmy Tallin. Szkoda, że nie mogliśmy zostać kilka dni dłużej.
************************************************************

DZIEŃ 2 - CZWARTEK 04.02.2011

Spotkanie w szkole wyznaczono już na 8:15, dlatego trzeba było wstać wcześnie i dojść. Viljandi w świetle dnia wydawało się jeszcze bardziej zaśnieżone, niż w nocy.

Panie nauczycielki w drodze do estońskiej szkoły swobodnie mogły skryć się za zwałami śniegu!

Po drodze mijaliśmy typowe estońskie uliczki.
Viljandi Maagümnaasium działa już 133 lata - to jest budynek dla klas starszych. Młodsze dzieci uczą się 100 metrów obok.
Ulica Jacobseni, przy której jest drugi budynek szkoły, który zwiedzaliśmy
Uczniowie zostali przywiezieni przez swoich 'rodziców' z rodzin goszczących i wszyscy spotkaliśmy się w holu.
Każda z grup otrzymała swoich przewodników w szatni i poszliśmy oglądać szkołę.
Polskimi przewodniczkami były dziewczynki, które odwiedziły w październiku Polskę. To te w okularach, pamiętacie je??
Szkolny korytarz.
Umywalki przed wejściem na stołówkę.
Stołówka - później jedliśmy tu obiad.

Szkoła ma wieżę - taki widok można z niej zobaczyć. Tu akurat widać jezioro Viljandi - całe zamarznięte.
Wieża bardzo się podobała!
Wchodzimy do biblioteki - tu trzeba było być cicho.
Nasza biblioteka jednak jest wyposażona dużo lepiej!
Nie mamy za to tak pięknej sali teatralnej - tutaj akurat estońskie dzieciaki mają lekcję tańca - obowiązkowo w ramach lekcji WF.
W szatni stoją narty - estońscy uczniowie czasem na WF-ie mają zajęcia z narciarstwa biegowego. Wszak w Estonii zima trwa od października do kwietnia.
Po zwiedzeniu szkoły mieliśmy mieć zajęcia - różne lekcje. Czekamy na oficjalne powitanie.
A powitali nas sam pan dyrektor, pan Aavo Soopa i koordynatorka projektu ze szkoły estońskiej, pani Margit Kirss. Wraz z nimi stoją uczniowie klas starszych, którzy mieli się nami opiekować podczas zajęć.
Pierwszą lekcją była fizyka. Nauczyciel na szczęście mówił po angielsku, więc wiadomo było o co chodzi - trzeba było ułożyć obwód zamknięty, tak, aby zaświeciła żaróweczka. Każdemu się udało! :D
Proszę, żarówka świeci!
Basia zapisała na tablicy osiągi z ampero- i volto-mierza.
W pracowni komputerowej puszczono nam krótki film o Estonii, a następnie mieliśmy za zadanie w programie Paint wykonać jakiś symbol narodowy.
Koharu zrobiła kolaż
Kamila postawiła na flagę narodową
Agnieszka również

Kajtek popełnił orzełka (kuropatwę?)
...a Basia sklejała coś z różnych obrazków kojarzących się z Polską.
Następnymi zajęciami był wykład o pobliskim Parku Narodowym, Soomaa. To duży obszar torfowisk, gdzie żyje wiele dzikich zwierząt, a poruszać się tam można tylko po kładkach - nie wolno wdepnąć na torfowisko, bo ślad stopy zostanie na 7 lat!
Potem zawitaliśmy na chwile na lekcję angielskiego.
I ostatnimi zajęciami był estoński. Próbowano nas nauczyć paru zwrotów. Ja zapamiętałem takie: tere hommikust (dzień dobry), ajtäh (dziękuję), palun (proszę), ma armastan sind (kocham Cię) i parę innych. Bardzo to trudny język!
Na stołówce dostaliśmy taki oto obiad: gulasz z ziemniakami, sałatkę, kompot i na deser piankę śmietankową z sokiem owocowym - strasznie słodką! Co ciekawe, dzieci w Estonii mają obiad za darmo, choć tylko jeden posiłek dziennie, tzn. albo zupa, albo drugie.
Na koniec zajęć zaproszono nas na koncert uczniów szkoły.
Chór Dziecięcy wykonał dwie estoński piosenki dziecięce: "Pesapuu" i "Kordamised"
Później Lauri Kadalipp (ten z gitarą), zresztą prowadzący nasz koncert, sam złapał za gitarę, zaprosił kolegów i dali bardzo fajny koncert, złożony z piosenek zarówno tradycyjnych, jak i napisanych przez siebie.
Czwartoklasiści zatańczyli dwa tańce estońskie: 'Sõbra polka' i 'Kooli tants'
Na koniec nastąpiła mała niespodzianka - sama pani Kirss wystąpiła przed gośćmi w piosence Stinga 'Englishman in New York'! Tego się nikt nie spodziewał!
Po koncercie uczniowie mieli zajęcia integracyjne w szkole, a nauczyciele zajęli się konferencją. Musieliśmy wybrać prace, które zilustrują książkę baśni i legend, a także ustalić szczegóły festiwalu kulinarnego w Niemczech i dokładne daty wyjazdów do Mildstedt i Bagherii. Tutaj przedstawiciele Niemiec, Anglii i Słowenii.
Nauczyciele z Estonii, Niemiec i Anglii
Pani Suzana Oroz ze Słowenii i pani Julia Richards z Anglii przy pracy. Smutno, jak widać, nie było :)
Nasze nauczycielki, pani Breczko i pani Woźnicka. Kiedy ustaliliśmy szczegóły, przeszliśmy na dół, gdzie była wystawa prac konkursowych.
Wystawa prac. Między innymi znajdują się tu prace naszych uczniów.
Każdy z krajów miał za zadanie wybrać po dwa obrazki, ilustrujące ich legendy - czyli razem 4.
O ile niektóre bajki okazały się być bardzo popularne i ciężko było wybrać nawet 2 ilustracje, o tyle niektóre z bajek miały co najwyżej 2 ilustracje i nie było co wybierać.
Tak, czy owak, rysunki wybraliśmy i zostaną one zamieszczone w księdze baśni.
Każdy z autorów otrzyma egzemplarz, reszta pójdzie do bibliotek w szkołach.
Po zajęciach i konferencji gospodarze zaprosili nas na uroczystą kolację do pewnego dworku pod miastem. Zaczęliśmy od zwiedzenia małego muzeum, które gromadzi małe rzeźby powozów estońskich, wykonywanych przez lokalnego rzeźbiarza. Każdy powóz i koń jest inny, a jest tego kilkaset. Było co oglądać!
Oprowadzał nas tu estoński nauczyciel fizyki, z którym wcześniej mieliśmy zajęcia.
Sala obok pełna była wypchanych zwierząt. W Estonii dzikiej zwierzyny jest mnóstwo, kolekcja pokazywała obfitość estońskiego świata flory. Nasze dziewczynki, po początkowych okrzykach 'fu! ojej! To obrzydliwe!' po chwili z zainteresowaniem obejrzały wystawę...
Wreszcie czas na kolację. To, co mamy na talerzach, to oczywiście tylko przystawka! Po niej wjechał na stół porządny obiad.



Estończycy zapoczątkowali grę na kieliszkach z wodą, po chwili cała sala brzęczała od tego dźwięku, bo każdy podłapał i koncert szedł na całego. Cała impreza zakończyła się wreszcie tańcami w sali obok przy muzyce Michaela Jacksona. Dzień był bardzo długi i męczący, więc po kolacji powróciliśmy do swoich kwater, aby szybko położyć się spać, bo kolejnego dnia wcale nie miało być mniej atrakcji - wręcz przeciwnie!

************************************************************
Sprawozdanie z Estonii - Basia Błoniarz:
Po tym wyjeździe spodziewałam się, że zobaczę jaką mają w Estonii szkołę. Podczas pobytu
zwiedzałam zabytki, chodziłam w rakietach śnieżnych, oglądałam estońską szkołę, zwiedzałam Tallin, byłam na kręglach z dziewczyną u której mieszkałam. Rodzina goszcząca była miła, z dziewczyną, u której mieszkałam dobrze mi się rozmawiało. Co do estońskiej szkoły, to była ładna, miała fajny dzwonek na lekcje i fajne ławki. Nie podobało mi się, że było trochę zimno i że był niedobry obiad (mięso z sosem z serem i z ananasem). Fajna była szkoła w Viljandi... fajnie było w Tallinie i śmieszne były rakiety. Warto było brać udział w konkursie.
************************************************************

DZIEŃ 3 - SOBOTA 05.03.2011

W sobotę szkoła jest zamknięta, dlatego zajęcia zaplanowano nam 'na mieście'. Rano mieliśmy wyruszyć na wycieczkę, aby zwiedzić Viljandi. Nie jest to duże miasto, ma ok. 20.000 mieszkańców i trochę zabytków. Leży nad jeziorem Viljandi, które latem służy jako kąpielisko i miejsce uprawiania sportów wodnych. Zimą... można po nim chodzić, a nawet jeździć samochodem.

Większość ulic wygląda właśnie tak - drewniane domki, wąskie uliczki.
Ulica Jacobsoni to jedna z głównych w Viljandi.
Szkoła Muzyczna.
Naszymi przewodnikami byli uczniowie ze starszych klas, ale nie błyszczeli swoją angielszczyzną.
Piękna kamieniczka na rynku.
Przy pomniku miejscowego pisarza
Przedzieramy się pomiędzy zaspami - śniegu naprawdę było dużo i wcale nie było ciepło!
Wieża ciśnień.
Ratusz

Na mostku nad fosą zamkową.
Tajemniczy słup, który z przodu miał dziury z napisami po estońsku, z tyłu za to ... drzwiczki.
Sala muzyczna, w której później odbył się koncert.
Grupa przy najstarszym kościele w Viljandi
Ruiny zamku krzyżackiego

Most wiszący

Nasza brygada pod zamkiem.
Po zwiedzaniu zawieziono nas do Parku narodowego Soomaa ( o którym dowiedzieliśmy się już dzień wcześniej), aby spróbować czegoś, co nazywa się 'bogshoeing'. Są to po prostu rakiety śnieżne, które ułatwiają chodzenie po głębokim śniegu.
Kiedy wszyscy założyli 'obuwie'...

... i wykazali gotowość, ruszyliśmy z przewodnikiem na teren parku.
Na początku nie było to łatwe, aby ogarnąć 'bogi' i chodzić w nich szybko, tym bardziej, że teren był pofałdowany...
... a czasem trzeba było przechodzić po kładkach.
W połowie drogi doszliśmy do zamarzniętej rzeki.


Park Narodowy Soomaa.
Po spacerze w 'bogach' dostaliśmy ciepłą herbatkę i typowe ciastka 'tłustowtorkowe'. Tak, w Estonii jest 'Tłusty Wtorek', nie czwartek!
Po bogshoeingu poszliśmy na lunch, który nie był zbyt udany, bo obsługa nas poganiała z powodu stypy, która miała się tu za chwilę odbyć. Nasza estońska koordynatorka nie była z tego powodu najszczęśliwsza... Do koncertu przewidzianego na popołudnie zostało trochę czasu, więc poszwendaliśmy się po mieście.




Kościół św. Jana z XIV w.
Dotarliśmy wreszcie do parku, gdzie wszystkie urządzenia zrobione były... ze śniegu.
Były dziury do przełażenia...
... były zjeżdżalnie...
...jamy...
...górki...
... czas do koncertu minął na koncertowej zabawie :)
Koncert okazał się całkiem fajny. Głowna rolę grały tu dwie panie. Prezentowały różne instrumenty, używane w Estonii i wygrywały na nich różne melodie.

Zaprosiły nawet wszystkich do tradycyjnego tańca estońskiego.
Który, jak widać, był całkiem zabawny.
Popołudnie uczniowie spędzili z rodzinami goszczącymi, nauczyciele zaś zostali zawiezieni do Kopra Farm na uroczystą kolację. Podczas kolacji uczyliśmy się tradycyjnych tańców estońskich, śpiewaliśmy nasze narodowe piosenki po... estońsku (to nie było takie trudne!) i wzięliśmy udział w quizie o Estonii. Jak widać na obrazku, nasza ekipa zajęła drugie miejsce. Wygrali Anglicy.

************************************************************
Sprawozdanie z Estonii - Agnieszka Łapińska:
Spodziewałam się, że będzie fajnie i zimno i rzeczywiście tak było. Chciałam zwiedzić nieznany mi kraj i sprawdzić czy umiem porozumieć się po angielsku. W Estonii zwiedzaliśmy dużo ciekawych miejsc. Najbardziej spodobała mi się starówka w Tallinie. Fajnie było też w aquaparku. Rodzina, u której mieszkałam była bardzo miła. Dbali o to aby niczego mi nie zabrakło. Szkoła w Viljandi jest bardzo duża i fajna. Ma bardzo ładną aulę teatralną. Spodobała mi się też wieża, z której można było zobaczyć zamarznięte jezioro i sporą część miasteczka. W czasie wyjazdu podobało mi się wszystko poza bardzo niską temperaturą. Warto było brać udział w konkursie. Spędziłam pięć bardzo ciekawych dni. Było SUPER!!!
************************************************************

DZIEŃ 4 - NIEDZIELA 06.03.2011

Na odpoczynek nie było w ogóle czasu, bo już o 8 rano czekał na nas autokar, aby zawieźć nas do Tallina. Wcześniej, ok. 5 rano wyjechała ekipa włoska. Cała reszta zaś wyruszyła na podbój stolicy. Najpierw zahaczyliśmy o lotnisko, aby Niemcy i Anglicy mogli zostawić tam bagaże, gdyż odlatywali tego dnia, a potem podjechaliśmy do hostelu, w którym my wraz z grupą słoweńską mieliśmy zostać do poniedziałku. W hostelu czekała na nas pani przewodnik, która pokazała nam trochę miasta.
Tallin okazał się uroczym miastem, z piękną starówką.
Urzekły nas wrota do tej kamienicy.
Nasza grupa na rynku.

Kamienice w rynku.
Najstarsza apteka, działająca nieprzerwanie od 1422 roku!

Muzeum Marcepanu. Marcepan to słodycz bardzo popularna w Estonii.

Pan w okularach patrzący z fasad jednej z kamienic.

Kamienice górnego miasta są piękne tylko od strony dolnego miasta, aby pokazać swoje bogactwo i wyższość właścicieli.
Fantazyjna rynna.
Cerkiew jest pozostałością po carze rosyjskim, Piotrze I
Nasza grupa pod pałacem Piotra I, cara Rosji
Tablica poświęcona jednemu z tallińskich artystów.
Jeden z budynków rządowych. Wokół są głównie ambasady - całe stare miasto to dzielnica ambasad i restauracji.
Widok na Tallin. To białe z tyłu to zatoka morza Bałtyckiego - tylko że zamarznięta.
Nasza ekipa z widokiem na Tallin.
Tallin

Złapanie za gwóźdź w bramie miejskiej ma spowodować spełnienie marzenia.
Wszyscy więc łapali za gwoździe, myśląc sobie marzenie.

Opera w drodze do Centrum Handlowego Salaris, gdzie zjedliśmy obiad w doskonałej włoskiej knajpce.
Po obiedzie chętne osoby poszły do aqua parku.
Kalev Spa ma wszystko, co dobry park wodny powinien mieć. 50-metrowy basen, 3 zjeżdżalnie, kilka rodzajów jacuzzi, mniejsze baseny, saunę... Słowem - wypas.
Basen był ostatnia atrakcją tego dnia. Po powrocie do hostelu położyliśmy się dość wcześnie, bo wszyscy byli bardzo zmęczeni. Mieliśmy odwiedzić jeszcze Muzeum Sztuki Estońskiej, ale odwołaliśmy akcję z dwóch powodów: nasza koordynator estońska musiała wracać do Viljandi, a muzeum nie mieści się w centrum i dotrzeć tam można było komunikacją miejską z przesiadkami - więc nie chcieliśmy ryzykować zgubienia się w mieście.

************************************************************
Sprawozdanie z Estonii - Koharu Piskorska:
Warto było wziąć udział w konkursie, ponieważ mogłam po raz pierwszy polecieć do Estonii.
Rodzina, u której mieszkałam, była bardzo miła. Mogłam przez to lepiej się porozumieć się po angielsku i nauczyłam się dużo nowych słów. Najbardziej podobało mi się w Tallinie na starym mieście. W czasie wyjazdu poznałam nowe koleżanki i kolegów. W Estonii było SUPER!!!
************************************************************

DZIEŃ 5 - PONIEDZIAŁEK 07.03.2011

Tym razem mogliśmy sobie pozwolić na pospanie nieco dłużej. Wstaliśmy dopiero o 8 (niektórzy jednak i tak z problemami) i poszliśmy poszukać czegoś na śniadanie - nasz hostel to schronisko młodzieżowe i kuchni nie prowadzi.

W tej właśnie kamienicy po prawej mieści się nasz hostel. Warunki ma nieco spartańskie, ale za to jest w samym Starym Mieście.
Śniadanie znaleźliśmy w nowoczesnym centrum Tallina, w jednym z barów szybkiej obsługi.

Wracając po bagaże do schroniska, przeszliśmy przez nieznane nam jeszcze uliczki Tallina i buszowaliśmy po sklepach z pamiątkami.

Znaleźliśmy bardzo ciekawą uliczką św. Katarzyny.
W jednym ze sklepików szklarz wyrabiał na miejscu towar, który potem sprzedawano w sklepie.

Kamila zakupiła sobie estoński wynalazek: czapkę razem z szalikiem w estońskie wzory.
Z torbami zakupów wróciliśmy do hostelu, zabraliśmy bagaże i pojechaliśmy na lotnisko. Bez żadnych problemów wylądowaliśmy w Warszawie około 15:20 i wróciliśmy do domów.
Trzeba powiedzieć, że wizyta w Estonii przygotowana była perfekcyjnie, nie mieliśmy nawet kawałka czasu żeby się nudzić, nie mówiąc już o odpoczynku, ale jak powiedziała nam p. Margit: 'Nie przyjechaliście tu odpoczywać!' I słusznie, bo kiedy któreś z nas będzie miało okazję odwiedzić Estonię, czy uprawiać bogshoeing...? Może to była jedyna okazja w życiu? Nie istotne, spędziliśmy pięć niezwykle intensywnych, ale jakże ciekawych dni w tym zimnym i mało znanym kraju i wydaje mi się, że była to niezwykle interesująca podróż.

************************************************************
Sprawozdanie z Estonii - Kamila Napłoszek:

Wyjazd do Estonii był dla mnie wielką przygodą. Pierwszy raz miałam mieszkać u osób, których wcale nie znałam. Martwiłam się czy uda mi się z goszczącą mnie rodziną wystarczająco porozumieć. Miałam nadzieję, że miło spędzę czas, poznając fajne i miłe osoby.

Po przyjeździe czekała na mnie Mari i jej mama - okazało się, że są to wspaniałe osoby, które okazywały mi wiele ciepła i były naprawdę fajne.

Podczas mojego pobytu zostaliśmy zaproszeni do szkoły, w której uczy się Mari. Szczerze przyznam, że szkoła była naprawdę super. Najbardziej podobało mi się obserwatorium astronomiczne w szkolnej wieży.

Przebywając w Viljandi oraz Tallinie wiele zwiedzaliśmy. Poznawaliśmy estońskie zwyczaje i kulturę.

Bardzo miło wspominam pobyt u Mari i jej rodziców, moja „estońska rodzina” przyjęła mnie wspaniale i będę to bardzo długo pamiętała. Dodatkową atrakcją była wizyta w wodnym parku, której nie muszę dodatkowo zachwalać, bardzo lubię pływać, co pozwoliło mi się dodatkowo zrelaksować.

Wyjazd była naprawdę udany, jestem bardzo zadowolona i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miała taką fajną przygodę.

************************************************************