wtorek, 24 maja 2011

KSIĘGA LEGEND JEST JUŻ GOTOWA!

 Księga Legend, nad którą pracowaliśmy, jest już gotowa.
 Zawiera po 2 opowieści z każdego kraju - w oryginale i po angielsku. Obie wersje zilustrowane są obrazkami narysowanymi przez uczniów szkół partnerskich. Przypomnę, że nasi laureaci konkursu plastycznego pojechali na wymianę do Estonii, gdzie wybraliśmy najlepsze ilustracje.
Książeczkę otrzyma każdy autor ilustracji, która znalazła się w zeszycie. Ponadto, część z egzemplarzy trafi do naszej biblioteki i do różnych instytucji.

WIELKIE PODZIĘKOWANIA ZA POMOC PANI AGNIESZCE PĄGOWSKIEJ, DZIĘKI KTÓREJ TA KSIĘGA MOGŁA W OGÓLE POWSTAĆ.

sobota, 14 maja 2011

PRASA NIEMIECKA O NASZYM FESTIWALU KULINARNYM PODCZAS WIZYTY W NIEMCZECH

 Dzień po naszych bojach kuchennych w szkole w Mildstedt w lokalnej prasie Husumer Nachrichten pojawił się artykuł o naszym wspólnym gotowaniu. Wzmianka była na pierwszej stronie!

kliknij na zdjęcie, aby powiększyć

Za to w środku umieszczono artykuł na pół strony. Na zdjęcie załapała się nasza Pani Dyrektor i kawałek Ewy Kurowskiej :) Co tam o nas piszą? A no tyle, że kilka prostych składników: włoski urok, brytyjska powściągliwość, estońska radość z życia, niemiecka komunikatywność, polska towarzyskość i słoweński uśmiech i wiele więcej działało podczas festiwalu kuchni. I dalej o tym, jak to panowie z niemieckiej szkoły ładnie prowadzą projekt, uczniowie mówią, że ciężko im się trochę kontaktować po angielsku, ale dają radę przy pomocy słownika, opowiadają, jakie dania szykują... Napisano również, że Gabriela Schönthaler ze Słowenii obchodziła swoje 14 urodziny... Wprawdzie Gabriela ze Słowenii obchodziła 14 urodziny, ale na pewno nie nazywała się Schönthaler :) Pan Ulf Westphal ze szkoły w Mildstedt w podsumowaniu stwierdził: 'Szkoda, że ten tydzień tak szybko przeleciał!' I nie sposób się z nim nie zgodzić...

kliknij na zdjęcie, aby powiększyć

piątek, 13 maja 2011

WYPRAWA DO MILDSTEDT 04.05-10.05.2011

DZIEŃ 1 - ŚRODA 04.05
Niestety nie było wielu chętnych na wyjazd do Niemiec - może dlatego, że północ kraju nie jest u nas zbyt rozpoznawalna i niewiele osób wie, co tam się znajduje. Włącznie z nami. Czy słusznie? Oceńcie sami....
Na lotnisku spotkaliśmy się po lekcjach - o 15:30 całym składem: pani dyrektor Ewa Kozłowska, p. Agnieszka Woźnicka, p. Magda Jasiczek i p. Michał Szymański. Wraz z nauczycielami pojechali laureaci konkursu na książkę kucharską: Ewa Kurowska i Patrycja Kwiatkowska (5s), Rafał Frankowski (5b), Gabriela Schönthaler (4a) i Maks Skiendzielewski (3s). Po dwóch godzinach siedzieliśmy już w samolocie i zanim się obejrzeliśmy, już byliśmy w Hamburgu. Potem musieliśmy działać szybko: do kolejki, aby dojechać na dworzec Hamburg Altona i stamtąd mieliśmy pociąg do Husum, koło którego mieści się szkoła w Mildstedt. Na dojazd i przesiadkę mieliśmy tylko 40 minut, ale zdążyliśmy, choć były problemy z kupieniem biletów - hamburski system biletowy jest niezwykle skomplikowany! W pociągu do Husum spędziliśmy ponad półtorej godziny - dojechaliśmy dopiero o 22. Na dworcu czekał na nas niemiecki koordynator, p. Ulf Westphal wraz z rodzinami goszczącymi. Dzieciaki udały się do swoich nowych domów, a nauczyciele do hotelu. Następny dzień miał być dość intensywny!

***************************************************************
sprawozdanie Gabrysi Schönthaler z wizyty w Niemczech
Przed tym wyjazdem bardzo się bałam, że ludzie do których jadę będą bardzo niemili.
W Niemczech byłam w miasteczku Mildstedt, gdzie  gościłam u rodzinki Sörensen, byłam także w miejscowej szkole. Mieli tam lekcje gotowania, technikę na której robili robótki ręczne, krzesła itp. Mieli  pokoik, gdzie robili przepyszny sok jabłkowy a także w prawie wszystkich klasach były dotykowe tablice!!! Byłam też w Husum, gdzie chodziliśmy z przewodniczką, która opowiadała nam o historii miasta (i przy okazji kupiłam parę drobiazgów), byłam w Hamburgu przez ostatnie 2 dni. Tam byliśmy w super parku miniatur, zwiedzaliśmy cale miasto a także w muzeum sztuki, gdzie widziałam wiele słynnych obrazów takich jak np Pabla Picassa, Salvadora Dali. Rodzinka u której bylam byla bardzo sympatyczna i życzliwa. Był tata Gunnar, mama Bettina i 3 dziewczynki Jule-6 lat,Merlee-9 lat i Nele-11 lat i kot Lenny. Mieszkali oni w malutkim, ale bardzo ładnym domku. Bardzo mi się podobalo Mildstedt i podobali mi się ludzie, którzy w nim mieszkali, ponieważ byli bardzo mili i wszyscy się znali. Warto było wziąć udział w tym konkursie - ja i Nele bardzo się zaprzyjaźniłyśmy i obiecała mi, że niedługo mnie odwiedzi w Polsce .
***************************************************************

DZIEŃ 2 - CZWARTEK 05.05
Wstaliśmy wcześnie, bo już o 8 przyjechał po nas p. Westphal i zabrał nas do oddalonej o 3 km od Husum szkoły w Mildstedt. Budynek nie jest duży, ale wystarczający w zupełności dla niemieckiej szkoły. Pierwsze, co się rzuca w oczy, to mnóstwo zieleni wokół szkoły i to, że uczniowie wychodzą na dwór w czasie przerw.




 Na dachu są panele solarne, z których korzysta szkoła

 Kiedy wszyscy pojawili się w szkole, odbyło się oficjalne przywitanie i każdy z krajów dostał swoich opiekunów na kilka godzin.
 Zaczęliśmy zwiedzać szkołę. Tutaj u szóstej klasy. Nauczyciel jest od wszystkiego: niemieckiego, angielskiego, historii, biologii itp. Nawet w starszych klasach.
 Tutaj łączone zajęcia klas pierwszych i drugich.
 W wejściu stoi 'The Bridge' - most projektowy, oblepiony plakatami i zdjęciami, powstałymi przez 2 lata projektu. Niestety, zaraz przed świętami Wielkanocnymi most runął i nie zdążono go w całości poskładać.
 Świetlica
 ...w której Maks i Ewa rozegrali szybką partyjkę piłkarzyków.
 Dziewczyny - opiekunki naszej grupy pokazywały, gdzie dokładnie się znajdujemy.
 Następnie obejrzeliśmy krótki film o Morzy Wattowym, które mieliśmy później odwiedzić.
 Trafiliśmy do kuchni, gdzie dzieciaki przygotowywały sobie drugie śniadanie. Następnego dnia miał sie tu odbyć festiwal kulinarny.

 Jest też w szkole specjalna sala do robót ręcznych. Uczniowie mogą sobie tu coś naprawiać, wykonują też drobne rzeczy dla szkoły.
 Chwila odpoczynku.
 Szkoła produkuje także sok jabłkowy, który sprzedaje w butelkach. Pokazano nam proces produkcji napoju. Tutaj Gabrysia przy obieraczce do jabłek.
 Jabłka wrzuca sie do specjalnej maszyny, która robi z nich papkę.

 Z papki wyciska się pyszny, świeży soczek.
Rafałowi przynajmniej smakował.

 Kolejnym punktem wizyty w szkole było krótkie przedstawienie - skrócona wersja 'Kopciuszka'.
 Zaprezentowano ją w dwóch wersjach: angielskiej i niemieckiej. Było zabawnie.
 Po przedstawieniu otrzymaliśmy zadanie - każda grupa otrzymała mapkę szkolnych ogrodów z zaznaczonymi punktami. W punktach rozstawione były zwierzęta - oczywiście sztuczne, wzięte z sali biologicznej. Trzeba było znaleźć zwierzaka i wpisać jego polska nazwę na kartkę. Dzięki temu wszyscy zwiedzili cały ogród.
 W szkolnym ogrodzie jest nawet oczko wodne z mostkiem.
 Dorwaliśmy pierwszego zwierza - ryjówkę.
 Szkolny piec do wyrobu węgla.
 Maks zapisuje nazwy - nasza grupa wykonała zadanie najszybciej!
 Szkolne ule - uczniowie starszych klas hodują tu pszczoły i zbierają ich miód.
 Po wszystkich zadaniach pora na posiłek - zorganizowano nam grilla :)
 Było pysznie :)
 Korzystając z chwili czasu część osób przeszła się po Mildstedt. To spora wieś, bardzo ładna, czysta i spokojna. Miejscowy kościół pochodzi z lat '30 XX w.

 Typowa zabudowa miejscowości.

 Tablica u wejścia do szkolnych ogrodów.
 Po posiłku poszliśmy zwiedzać Husum. Jest to piękne miasteczko ze ślicznymi kamieniczkami i uroczym portem. Tutaj Muzeum Morza Północnego.
 Rynek Husum
 Nasza grupa pod Tiną - panią z wiosłem na rynku
 Oto Tina w pełnej krasie
 Rynek
 Kamienica Buntowników


 W jednej z uliczek

 Zamek króla duńskiego



 Pod muzeum Theodora Storma - znanego w Niemczech pisarza, który się tu urodził i mieszkał.

 Port

Angielski double decker w Husum??? Są też brytyjskie budki telefoniczne... Wszystko dlatego, że partnerskim miastem Husum jest Kidderminster w Anglii. Na spacerze po Husum zakończył się nasz dzień. Uczniowie udali się do rodzin, nauczyciele do hotelu.

*************************************************************
sprawozdanie Rafała Frankowskiego z wizyty w Niemczech
Biorąc udział w konkursie na najciekawszą książkę kucharską, myślałem o przeżyciu fajnej przygody w Niemczech. Nie myliłem się. Każdy dzień tam spędzony pozostawił miłe wspomnienia. Rodzina u której gościłem przyjęła mnie bardzo serdecznie i ciepło. Nie miałem większego problemu porozumieć się z nią. Mój czas był tak zorganizowany, że nie nudziłem się. Bardzo podobała mi się okolica i szkoła w Mildsledt. Chciałbym uczęszczać do takiej szkoły w Warszawie. Ostatnie dwa dni wyjazdu sędziliśmy w Hamburgu. Zwiedzaliśmy Muzeum Miniatur i oglądaliśmy piękne dzieła sztuki, a z wysokiej wieży, na którą musieliśmy wejść po schodach podziwialiśmy panoramę Hamburga. Było to męczące wyzwanie, ale daliśmy radę. Było warto. Szkoda, że nie mogliśmy zostać kilka dni dłużej.
*************************************************************

DZIEŃ 3 - PIĄTEK 06.05
Ten dzień to duże wydarzenie - festiwal kuchni regionalnych. Każda z 6 szkół wykonała zestaw: starter - drugie danie - deser i przygotowała listę składników. Nauczyciele niemieccy pojechali do sklepu, aby wszystko załatwić, podzielili dzieci na 6 grup tak, aby w każdej grupie były dzieci z innych krajów, oddali pod opiekę nauczycielom i zaczęło się wielkie gotowanie.

 Patrycja trafiła do grupy włoskiej

 Tutaj grupa polska
 Rafał przygotowywał potrawy estońskie
 Maks miał grupę angielską
 Gabrysia otrzymała manu niemieckie
 Przy polskich potrawach pracuje Anglik, Niemka i Polka. Współpraca szła gładko.
 Maks i dziewczyna ze Słowenii
 Jak włoska kuchnia, to musi być ser - zajęła się nim Patrycja.
 Po kwadransie do gotowania dołączyli już wszyscy.
 Robimy żurek...
 ... i bigos.
 Gabrysia pomaga przy tworzeniu niemieckiego menu
 Maks twardo kroi ziemniaczki do potraw brytyjskich
 W naszej grupie, ze strony niemieckiej, była Fabienne - poznajecie ją? Przyjechała w październiku do Polski.
 Słoweński dyrektor doskonale radził sobie z nożem :)
 Patrycja pracowała z dziewczynką, u której mieszkała, Kingą. Okazało się, że Kinga urodziła się w Polsce i świetnie mówi po polsku - nikt wcześniej tego nie wiedział, bo ma niemieckie nazwisko i nikt nie skojarzył...
 Rafał raz pracował z Niemecem...
 ... raz z Anglikiem - robota wrzała, jak gary na kuchenkach.


 P. Agnieszka z Fabienne dobrze się dogadywały za kuchennym blatem


 Anglik Adam robi estoński deser
 ...przy którym pomaga również Rafał.
 Na końcu wszystko się wymieszało i każdy pomagał już wszędzie, gdzie się dało.
 P. Agnieszka kończy szarlotkę na nasz deser.
 Po ugotowaniu, Maks wyjechał z naszymi potrawami do sali.
 Stoisko angielskie: zapiekanka, wild fruit crumble i zupa-sos
 Stoisko polskie - żurek, bigos i szarlotka
 Stoisko estońskie - zapiekanka, sałatki i ciasto z jagodami
 Stoisko niemieckie - zupa krewetkowa, żeberka i deser
 Stoisko słoweńskie - zupa dyniowa, czerwone cebulki z pastą, naleśniczki z serem.
Włoskie potrawy wjechały ze sporym opóźnieniem, ale zniknęły najszybciej - była to oczywiście pasta, fasola sycylijska i roladki z cukinii. Z naszego stoiska najszybciej zniknęła szarlotka, potem bigos. Żurek miał malo zwolenników, bo większość nie wiedziała, jak go jeść. Trzeba było nakładać i rozdawać :)
Wszystkie przepisy podamy później, żeby każdy mógł spróbować je przyrządzić w domu :)

 Po festiwalu i konsumpcji tych pyszności, uczniowie pojechali ze swoimi rodzinami na różne zajęcia, które im zorganizowano - najczęściej pojechali nad morze, na plażę, która była całkiem niedaleko. Nauczycieli zaś zabrano na niespodziankową wycieczkę do Tönning, miasteczka niedaleko od Husum. Tönning równiez okazało się prześliczne. Mieści się w nim spore akwarium, prezentujące życie w morzu północnym.
 Znajdziecie tu rybę? Są nawet 2!!
 Meduza

 Jesiotr
Tönning

*************************************************************
sprawozdanie Partycji Kwiatkowskiej z wizyty w Niemczech
Wyjeżdżając  do Niemiec spodziewałam się poznania nowej koleżanki i jej niemieckiej rodziny oraz szkoły do której uczęszcza, jak również warunków w których odbywają się zajęcia. Po przyjeździe do Husum, miejsca w którym miałam przebywać, już na dworcu byłam mile zaskoczona, ponieważ okazało się, że będę w polsko-niemieckiej rodzinie. Pobyt rozpoczął się wizytą w szkole Kingi - tak miała na imię moja koleżanka, u której przebywałam. Do szkoły dojechałyśmy specjalnym autobusem. Zajęcia rozpoczynały się o godz. 7.45 lekcją historii. Potem zwiedziliśmy całą szkołę i zobaczyliśmy m.in. pracownię plastyczną, fabrykę produkcji soków z jabłek i kuchnię, gdzie dzieci same przyrządzały sobie obiady  na długą przerwę. Szkoła była przepiękna i bardzo ekologiczna. Niedaleko znajdował się mały lasek i plac zabaw. Następnego dnia mieliśmy festiwal gastronomiczny. Przyrządzałam włoskie potrawy, a Kinga mi w tym pomagała. Po południu poszłam z moją nową koleżanką nad morze. W sobotę wybraliśmy się z całą grupą na rejs statkiem po morzu Wattowym. Nazwano je tak, ponieważ podczas odpływów tam gdzie była woda ukazuje się ląd. W niedzielę zwiedzaliśmy Husum, byliśmy m.in. na basenie i festynie który akurat odbywał się tego dnia. Rodzina Kingi to troje dzieci plus mama. W Husum zamieszkują od 6 lat. Dom jest dwupoziomowy, całkiem duży i składa się z czterech pokoi, salonu, kuchni, jadalni, łazienki oraz korytarza. Ja zajmowałam mały, przytulny i ciepły pokoik na górze w którym czułam się bardzo dobrze, a rodzinka była bardzo miła i serdeczna. W poniedziałek wyjechaliśmy z tej nadmorskiej miejscowości i udaliśmy się pociągiem do Hamburga. Tego i następnego dnia zwiedziliśmy miasto. Byliśmy w centrum miniatur i na szczycie wieży, która ma 544 schody w jedną stronę i z której widać cały Hamburg. Wszystko bardzo mi się podobało, tylko trochę byłam zawiedziona zamknięciem dużej skoczni na basenie w Husum  z której chciałam skorzystać. Warto brać udział w takich konkursach i bardzo go polecam innym, a nauczycieli zachęcam do ich organizacji.
*************************************************************
 
DZIEŃ 4 - SOBOTA 07.05
Sobota to już sama przyjemność - w końcu nie ma szkoły. Niemcy zabrali nas na rejs po Morzu Wattowym. Mieliśmy dopłynąć na wyspę Nordstrandlichmer.

 Po wejściu na statek...
 ... musieliśmy poczekać, aż nadejdzie przypływ. Watty mają to do siebie, że kiedy jest odpływ, morze po prostu znika na 6 godzin - jak widać na zdjęciu. Potem zaczyna się przypływ i można pływać.

 Te brązowe kawałki za chłopakami to łachy piasku, jeszcze nie zalane przez morze.


 W czasie rejsu zaczął się program morski.
 Wyłowiono dla nas morskie żyjątka i opowiedziano o nich ciekawe historie.
 Można było zaprzyjaźnić się z rozgwiazdą...


 ...krabikiem (choć ten nie był szczególnie zachwycony zainteresowaniem, jakie wzbudzał)
 ...czy krewetkami
 Wszystkie żyjątka wrzucono z powrotem do morza po prezentacji.
 Przepływaliśmy obok wygrzewających się na piasku fok
 Wreszcie wylądowaliśmy. Wyspa jest płaska jak stół. Mieści się tu najmniejsza szkoła w Niemczech - ma 3 uczniów...

 A to jest główna stacja kolejowa wyspy. Takim wagonikiem udają się mieszkańcy na stały ląd - łodzią nie zawsze się da, w końcu morze znika co kilka godzin...
 Jeżdżą tu ludzie drezynami, wożą owce, zakupy...
 Głównym punktem wyspy jest knajpka, dom i szkoła.





 Wróciliśmy z rejsu zachwyceni jego niecodziennością i ... opaleni :)
Wieczorem uczniowie odjechali do domów, a nauczyciele mieli konferencję.

*************************************************************
Sprawozdanie Maksa Skiendzielewskiego z wizyty w Niemczech
Spodziewałem się że będzie tak jak było. Ale też, że trochę gorzej. Zwiedzaliśmy szkołę, Husum, Hamburg. A z rodzinką byłem na plaży, jeździłem gokartem. Dom, w którym mieszkałem, był duży, a rodzinka miła. Nie wszyscy mówili płynnie po angielsku, ale dogadywaliśmy się świetnie. Szkoła bardzo mi się podoba. Mają tam: warsztat, kuchnię, wyciskarnię soku jabłkowego i około DZIESIĘĆ KLAS! Wszystko mi się podobało. Warto było brać udział? Tak. I to bardzo.
*************************************************************

DZIEŃ 5 - NIEDZIELA 08.05
Ostatni dzień pobytu w Husum upłynął dość leniwie. Spotkaliśmy się o 10, mieliśmy czas do 17, a atrakcje w mieście zaczynały się dopiero od 12, więc poszliśmy niespiesznie na miejscowy basen.

Zanim tam dotarliśmy, wstąpiliśmy tu i tam, połaziliśmy po ładnych uliczkach.
A nawet przysiedliśmy na schodkach.
Lub też na słupkach.
Na basenie najlepsza okazała się trampolina. Każdy oddawał niezliczoną ilość skoków. Tutaj Ewa
Gabi.
Rafał
Maks
Patrycja
W kolejce do zjeżdżalni...
... która po kilku próbach przegrała z trampoliną
Były też grzybki :)
Wprawdzie to była część dla najmłodszych, ale też była fajna
Po basenie poszliśmy na rynek, bo tam odbywał się festyn średniowieczny.
Ostatnie, pamiątkowe zdjęcie w Husum. Następnego dnia wyjazd do Hamburga!

*************************************************************
sprawozdanie Ewy Kurowskiej z wizyty w Niemczech
czekamy
*************************************************************

DZIEŃ 6 - PONIEDZIAŁEK 09.05
Poniedziałek to dzień rozstania z gościnnym miastem i wspaniałymi rodzinami, u których kilka dni spędziły dzieci. Niektórym naprawdę ciężko było się rozstać. Jednak wybiła 9:31 i trzeba było odjechać. W pociągu spędziliśmy ponad 1,5 godziny.


Wreszcie po dotarciu do hostelu i rozlokowaniu się, mogliśmy ruszyć na podbój Hamburga. Podróżowaliśmy głównie kolejką lub metrem.
Samo centrum miasta to wielki akwen wodny.

Na rynku.

Hamburg to typowo portowe miasto i chwali się, że ma więcej mostów niż Wenecja. Całkiem możliwe.



Po paru godzinach zwiedzania, dotarliśmy do miejsca zapierającego dech w piersiach.
Było to Miniatur Wunderland, gdzie na dwóch piętrach stworzono makietę, na której w drobnych szczegółach odtworzono poszczególne kawałki świata. Co kilkanaście minut zapadała nad światem noc, zapalały się latarnie na ulicach, światła w domach...
Nie można było oderwać oczu.
Była i krowa Milka
i kawałek niemieckiego miasta
Trzeba było się uważnie przyglądać, bo wszędzie zadbano o szczególiki, które łatwo przeoczyć. Tutaj przyglądamy się dyskotece. Światła migają, w środku ludziki tańczą.


Kraksa kolarska
Noc na lotnisku
To była najbardziej niesamowita część makiety, bo te samoloty startowały i lądowały!
Turyści w Tyrolu
Koncert DJ Bobo
Na końcu była fabryka czekolady, która produkowała prawdziwe czekoladki Lindta!
Przed wejściem


Cały dzień spędziliśmy na zwiedzaniu Hamburga, a i tak jeszcze sporo zostało na wtorek...

DZIEŃ 7 - WTOREK 10.05
Być w Hamburgu i nie zobaczyć portu, to jak przyjechać do Warszawy i nie widzieć Pałacu Kultury i Nauki. Dlatego we wtorek rano po śniadaniu ruszyliśmy do portu.

Stoją tu statki przeznaczone do zwiedzania...
Zarówno duże...
...jak i mniejsze i starsze.

Przerwa na bar-ce na loda i napój.
:)

W metrze, które lubiło podróżować górą po wiadukcie.
Ratusz, obok którego był kolejny punkt wyprawy: kościół St. Petri
Na wieżę kościoła prowadzą 544 schody, a wieża ma ponad 130 metrów wysokości. Postanowiliśmy zdobyć ten szczyt.
W środku była makieta.
A tu już jesteśmy mokrzy i zazipani na szczycie. Było tam straszliwie gorąco, a wyglądać można było tylko przez małe okienka..
Ale widok wart był wspinaczki.


Zasłużony odpoczynek na dole.
Złodzieje słońca spotkani po drodze do Kunsthalle.
Kunsthalle to jedna z najlepszych galerii sztuki w Europie.
Na początku oglądaliśmy bez wrażeń, ale po jakimś czasie słychać było okrzyki: 'Hej, to Rembrandt!', 'Tu jest Renoir!!', 'Zobaczcie, tam jest ten obraz Dalego!'
'Munch, ten od Krzyku!!'
Picasso!!!
Paul Klee!! Było to niezwykłe przeżycie, zobaczyć na własne oczy coś, co widzi się tylko w telewizji, lub ogląda zdjęcia w książkach do plastyki czy polskiego i historii.
Nadeszła wreszcie chwila wyjazdu. Pojechaliśmy do hostelu po nasze rzeczy.
 Ostatnie zdjęcie i jedziemy na lotnisko. Nasz samolot wystartował o 19:45 i w Warszawie byliśmy już parę minut po 21. Następnego dnia niestety trzeba było wracać do szkoły...